Tydzień paschalny w Irlandii po odejściu MSJ Asi do Pana

Wtorek, 5.05 –Wczoraj prosto z lotniska Catherine Helen i Michael przywieźli mnie do szpitala. Asia jeszcze żyła, choć nie była już przytomna. Ale podobno słyszała i czuła. Więc do niej mówiłam, trzymałam za rękę, modliłam się wezwaniami litanii do Serca PJ i Matki Bożej, które pamiętałam. Mogłam być przy niej 3h… Potem w ubraniach spałyśmy u Michaela i Angeli, niedaleko szpitala– by w każdej chwili móc pojechać.

Dziś o 10h20 Asia odeszła do Pana. Zasnęła, przestała oddychać. Akurat na ten jej ostatni moment na tej ziemi weszłyśmy do sali. Płakałam, nie mogłam powstrzymać łez. Dzwoniłam do Gosi, jej siostry – płakałyśmy obie. Modlimy się potem dziesiątkiem różańca, modlitwą oddania i ofiarowania. Śpiewam przez łzy: „Memu Bogu Królowi…” Pamiętam dobrze ruchy Aśki, jak tańczyła przy tym…:)

Jedziemy następnie do Bishposcourt. Małe siostry (Francuzka, Belgijka, Japonka i …jeszcze do niedawna Polka), których misją tu jest w szczególny sposób pojednanie i jedność, mieszkają na osiedlu podobnym trochę wyglądem i klimatem do naszego Machnowa – jest to osiedle kiedyś wojskowe, jednopiętrowe bloki, jedne podobny do drugiego, niedaleko są pasy startowe dla samolotów: teraz odbywają się tam rajdy samochodowe. Czeka na nas Claire-Gilen i Maria Fausta, która odbywa tam miesiąc modlitwy po swoim roku odnowy. Zaraz też zjawia się proboszcz McCloskey oraz Kieran (?) z zakładu pogrzebowego. Proboszcz Gerry ze łzami w oczach opowiada o ostatnim spotkaniu z Asią w szpitalu, 5 dni po rozpoczęciu przez nią hospitalizacji. Wnosiła miłość i światło. Była b. świadoma powagi swego stanu. Wiedziała, że umrze. Prosiła, by być pochowaną w Dunsford. Rodzina to wie i akceptuje. „Będą liczne powołania – owoce jej życia i śmierci. Asia codziennie modliła się o powołania z Irlandii”

Całe popołudnie przychodzą ludzie z kondolencjami – i tak będzie aż do pogrzebu – do późnych godzin wieczornych. Dziś jest adoracja z ludźmi jak w każdy wtorek, jest ok 15 osób. Wychodzą po 22h i wtedy przygotowujemy śpiewy na liturgię pogrzebową.

Środa, 6.05 – o 7h mam adorację. Czytam rozdział z Reguly o ostatecznym spotkaniu z Panem. Dzielę się z Helene-Renee. Mamy głębszą wymianę przy drzwiach. Jakim pocieszeniem jest nasza wiara, która nam mówi o komunii świętych: „Jedność tych, którzy są jeszcze w drodze z ich braćmi, którzy zasnęli w pokoju Chrystusa, nie przerywa się w żaden sposób; przeciwnie, wiara Kościoła mówi nam, że ta jednośc jest umocniona przez wymianę dóbr duchowych” (Lumen Gentium, nr 49) Czytam sms-y od sr Marii, Angielki, przyjaciółki Aśki z Marget, gdzie razem były przez 9 miesięcy na kursie formacyjnym w Anglii w 2014r. Przeżywa, że nie może być na pogrzebie, bo jest w Zambii. O 9h piękna jutrznia, z dzieleniem o Asi – i takie jeszcze będą do piątku. O 10h Eucharystia w Ardglass. Po niej z Helen jadę do Downpatrick zamówić wiązanki od nas i od rodziny. Po powrocie w domu jest proboszcz Gerry i jakiś ksiądz protestancki. Jemy kurczaka przygotowanego przez Derdrie, ex-małą siostrę O. Gerry zaczyna pisać kazanie na mszę pogrzebową Asi i będzie kontynuował przez następne dni. To człowiek b. spontaniczny, otwarty, wolny. Dzieli się z nami tym, co by chciał powiedzieć, pyta, słucha naszych uwag. Przyjeżdża następny ksiądz… Po obiedzie Claire zabiera mnie nad morze, 20 min pieszo od naszego domu. Jestem jej wdzięczna. Wieczorem przychodzi anglikański dziekan Henry, potem dwie anglikańskie pary i kilku katolików, naszych znajomych… W którymś momencie znajdujemy się nieplanowanie wszyscy w kaplicy, ok 10 osób – i zaczynamy się spontanicznie modlić razem, dziękując za dar życia Asi – tu to jest niespotykane, anglikanie i katolicy razem na modlitwie!…Ok 22h dzwoni o. Gerry – że szef Asi z Paddy`s Barn chce w niedzielę wydać przyjęcie po pogrzebie. Mówi, że zrobiłby to dla każdego z pracowników. Zamknie pub na ten czas… A więc rezygnujemy z miejsca, które przewidywałyśmy na stypę. W Paddy`s Barn będę nocować z rodziną Asi – Gabriel, szef, nie chce żadnych pieniędzy za to.

Otrzymałam dużo maili od sióstr – że jest to jak zły sen, trudno uwierzyć…Tak, b. trudno…

Czwartek, 7.05 – rano adoracja, śniadanie, jutrznia, Euch o 10h w Dunsford. Tam Asia będzie pochowana, na starym cmentarzu przy wejściu do kościoła. Cudem jakimś znajdują tam dla niej miejsce, zaraz przy wejściu do kościoła… Do południa wraz z siostrami z Belfastu układamy modlitwę wiernych. W międzyczasie przychodzą ludzie z jedzeniem i z kondolencjami. Również Elaine z sąsiedztwa: mówi, że zebrali pieniądze na wiązankę dla Asi. Wg sióstr jest to coś niezwykłego, że są w stanie sami się tak zorganizować.

Na obiedzie jest nas 9 osób. Dzwoni Dorota, Polka z Belfastu, przyjaciółka naszej Iwony. Wiedziała o chorobie Asi z maila Iwony. Ponieważ pracuje w szpitalu, w którym ostatnio leżała Aśka, akurat we wtorek 5.05 po dyżurze nocnym, poszła, by ją odwiedzić. Nie wiedziała, że jest już w tak ciężkim stanie. Pielęgniarka wpuściła ją bez problemu. Było to na godzinę przed śmiercią Aśki. Jedyne, co Dorocie przyszło na myśl, to odmówić na głos ps 23, Pan jest moim Pasterzem. Co ciekawe, o. Gerry poprzedniego dnia, widząc ciężki stan Aśki, powiedział do niej: „Asia, Dobry Pasterz cię woła, nie bój się i wracaj w pokoju do domu!” Następnie Dorota idzie zawiadomić kapelana i dzięki temu ostatnie pół godziny przed śmiercią modli się przy niej siostra z duszpasterstwa szpitalnego… Dorota oferuje swoją pomoc i zgadza się być tłumaczem dla rodziny.

Zaraz potem przychodzi Thierry z Mustard Seed (to dom spotkań i nazwa grupy AA) montować stelaż na polską flagę nad wejściem do nas. „ Byłem sportowcem, uprawiałem boks w drużynie narodowej, Asia też pływała, była sportowcem w drużynie narodowej. Flaga jest dla nas b. istotna”. Harry i jego żona z Mustard Seed przynoszą oprawione w ramkę zdjęcie Asi – poniesie je mały Tony w procesji darów. Jestem zaskoczona, że wszystkie właściwie inicjatywy pochodzą od ludzi, my nie musimy niczego za bardzo organizować, oni myślą i realizują…! Wieczorem próba śpiewu. Jestem wzruszona pięknem wybranych śpiewów, Asia nie mogłaby sobie wyobrazić ani wymyślić piękniejszej oprawy muzycznej…! W dodatku są to pieśni, które na pewno w grupie modlitewnej śpiewała, znane jej…

Tej i następnej nocy nocuję w Mustard Seed wraz z Marianną. Dzięki temu poznaję ten wspaniały dom, centrum grupy AA tutaj.

Piątek, 8.05 – jak zwykle Jutrznia o 9h. Z Catherine Helen przygotowujemy słowo powitania na Eucharystię w niedzielę. Razem też wszystkie rozmawiamy, co jeszcze trzeba przewidzieć i przygotować. Od strony jedzenia czy kuchni – od momentu choroby Asi to ludzie nam gotują. Również o przyjęcie po pogrzebie troszczą się dwie panie, które chciały to robić. Przeglądamy też do południa rzeczy Aśki z Catherine Helen. Po 12h przychodzi pan z zakładu pogrzebowego. Zgadza się zrobić okładkę po polsku na 10 egzemplarzy. Ustalamy też, że na tej okładce będzie zdjęcie Asi w chustce, a na innej bez. Ktoś przynosi na obiad pyszną zupę gulaszową. Wciąż ktoś wchodzi i wychodzi. Ok 15h Thierry przychodzi wieszać flagę. Robię mu kilka zdjęć przy tej czynności. Ciało Aśki przywożą ok 17h. Trochę mam emocji przed tym spotkaniem z nią już w trumnie. Uświadamiam sobie, że to w moim życiu pierwsza tak bliska osoba umarła… Czuję ją b. obecną w tych dniach. Jestem wdzięczna, że Helene i Emiko zakładają jej chustkę, że nie muszę tego robić ja… Miałyśmy mieć godzinę przy Asi same, między nami, ale ludzie przyszli już ok 16h i czekali, więc od początku byliśmy razem. Proboszcz też przyszedł, poprowadził pierwsze modlitwy, różaniec… O. Gerry był zresztą cały czas b. uważny i obecny, często przychodził do nas w tych dniach…Ludzie wchodzą, wychodzą, wielu widzę po raz pierwszy!.. Jest nas ciągle dużo. O 21h nieoczekiwanie w czasie modlitwy przyjeżdża biskup Noel, ordynariusz Belfastu. Po krótkiej modlitwie przy trumnie siada wraz z nami i naszymi sąsiadami i rozmawia, w wielkiej prostocie.. Jest u nas po raz pierwszy. Aśka w lutym mu powiedziała: Ojciec musi do nas przyjechać… Zostaje z nami ponad godzinę. Potem wszystkie się rozchodzimy, zostawiamy Asię w kaplicy – jutrzejszy dzień będzie dłuższy, trzeba być rozsądnym.:)

Sobota, 9.05. – Rano Eucharystia z o. Peterem w uroczym kościółku, zgubionym wśród zielonych wzgórz. Ks. Peter zapłacił Aśce prawo jazdy. Po powrocie jesteśmy jak codziennie wciągnięte w wir wizyt, z naszego osiedla, Belfastu, a nawet z Dublina (3h autem!) – kilka osób z Fraterni świeckiej Jesus-Caritas. Ok. 15h ks. Adrian Eastwood, kapelan szpitalny, który był już u nas kilka godzin, zapragnął odprawić mszę św przy trumnie Asi. Zrobił to z dużym wyczuciem i współczuciem. Rodzina Asi i ms Agata przyjeżdżają dopiero o 21h30 na lotnisko. Wyjeżdżam po nich z Jackiem. Przeczuwam, ze będzie to dla nich trudny moment, ten pierwszy moment ujrzenia Asi w trumnie…i obawiam się tego.. We fraterni jesteśmy ok 23h. Kaplica pełna sąsiadów, czeka tez proboszcz, o. Gerry. Mama jest dzielna. Gosia też. Aneta po 10 latach poszła do spowiedzi. Staszek nie chce wejść do kaplicy i nie wejdzie do niej, póki jest trumna otwarta – chce Aśkę zapamiętać taka jaka była za życia – i ja go dobrze w tym rozumiem. Odmawiamy dziesiątkę różańca, coś jemy, pijemy… Do Paddy`s Barn, gdzie nocuję razem z rodziną (to pub i hotelik, w którym Asia pracowała) dojeżdżamy ok 23h. Szef Aśki, Gabriel, pan ok 60-stki, jest b.miły. Podobno odwiedzał Aśkę codziennie w szpitalu. Po północy rozmawiam jeszcze ze Staszkiem, który próbuje jakoś to wszystko strawić. Idziemy spać ok 2h.

Niedziela 10.05 – Dzień wypełniony chwałą Pana i jakąś wewnętrzną radością z bycia zbawionymi. Przed zamknięciem trumny odmawiamy różaniec po polsku i angielsku, przeplatany śpiewami w obu językach. Trumnę wynoszą 4 mężczyźni, między innymi Staszek, szwagier Aśki i ci, którzy ją znali – taki zwyczaj. Samochody jadą w kolumnie za samochodem z trumną, wg ustalonego porządku, najpierw rodzina. Piękna, podniosła Eucharystia; II czytanie, psalm i modlitwa wiernych są po polsku. Chór, do którego należała Aśka, śpiewał naprawdę na poziomie. Kazanie o. Gerrego było pełne Ducha, skupiało się wokół owoców tej nagłej śmierci. Po Komunii św ks Gerry zaprasza nas, małe siostry, do odmówienia modlitwy ofiarowania przy trumnie Asi. To był dla mnie mocny moment. Przed rozesłaniem parę ciepłych słów wygłasza jeszcze przyjaciel wspólnoty i spowiednik Aśki, o. Gerry Reynolds z Belfastu, 80-letni redemptorysta, człowiek wielkiego ducha. Mówi prosto, trochę o swojej więzi z siostrami, o Fraterni kapłańskiej i o Asi, o prostym jej życiu, które wypełnione było obecnością chwały Pana i uobecnianiem Jej wobec ludzi. Na koniec wzruszył się, głos mu się załamał, kiedy mówił: „Myślę, że wyrażę uczucia wielu z was tym, co powiem teraz do Asi: Asia, bardzo cię kochałem!”. Po Eucharystii pojechaliśmy na cmentarz w Dunsford. Na cmentarzu po modlitwach i hymnie do Matki Bożej z Dunsford, który brzmi jak stara angielska ballada, Staszek dziękuje wszystkim, a Gosia (siostra Asi) prosi o opiekę nad grobem. Na koniec śpiewamy „ Niebo to najwspanialsze z miejsc” w obu językach, klaszcząc w ręce. Przyjęcie w Paddy`s Barn trwa do 20h. Posiłek jest przeplatany dzieleniem wspomnień o Asi tych, którzy tego pragną.

Poniedziałek, 11.05 Przy śniadaniu w Paddy`s Barn, rodzina i ja, rozmawiamy o wyborach w Polsce i że prowadzi Duda. Aneta oznajmia ,że miała rano telefon: ma iść na rozmowę o pracę w czwartek; uważa sama, że to musi być robota Aśki, bo od kilku lat nikt nie odpowiadał na jej CV. Następnie jedziemy na 10h na mszę św w Ardglass i następnie na grób Asi. Wszędzie wozi nas niezmordowanie Jack, najwidoczniej dumny, że został wybrany do oddania tej przysługi rodzinie Asi. Jak większość panów z Mustard Seed, Jack nie ma zębów, ale ma ogromną godność i wrażliwość. Sam stracił żonę 20 lat temu (miała też 50 lat, jak Asia), w 10 tygodni zabrał ją nowotwór.

Na cmentarzu jest już kilka osób. Jest też brat Thierr`ego, Peter, który w nocy wrócił z Medjugorje i przywiózł stamtąd na grób Aśki pozłacaną figurkę Maryi, którą umieszcza na jej grobie pośród kwiatów. Mamie bardzo się podoba. Thierry spontanicznie intonuje: „ Heaven is a wonderful place” ( Niebo to najwspanialsze z miejsc)- śpiewamy tą starą piosenkę od soboty, Gosia pamięta, że Aśka ją śpiewała w domu. Następnie odmawiamy koronkę do Miłosierdzia Bożego.

Jedziemy do fraterni. Ciasta, herbata, zupa. Razem z rodziną przeglądamy rzeczy Asi. Staszek idzie sam nad morze. Przyjeżdża Michael z żoną z Belfastu – ten, który b.dużo siostrom pomaga w załatwianiu spraw urzędowych. W nocy przygotował prezentację z pogrzebu Aśki z podkładem muzycznym. Jack zabiera na wycieczkę do Downpatrick Mariannę, Kaśkę, Pavlę i Agatę. Ja z Gosią, Anetą, Pavla i Kaśką idziemy po południu nad morze. Spotykamy Staszka, który jest tam już ze 3h, a również o. Gerre`go, proboszcza, który uprawia jogging! Mówi nam, że jutro rano chce odprawić w Dunsford mszę św za Asię i wszystkich, którzy jej pomogli w tych ostatnich tygodniach życia. Prosi, by przynieść gitarę i śpiewać po polsku. Jest świadomy, że to będzie dzień odjazdu rodziny. Pogoda jest piękna – słońce, ciepło.

Wracamy. Willy z Rosie przynoszą znicze, które nie wiem, jak zdobyli ( tam nie ma tego zwyczaju palenia zniczy). Wracając wieczorem do Paddy`s Barn zwiedzamy kościółek św Patryka, b. stary i zabytkowy. Do późna w nocy siedzę ze Staszkiem w prywarnej kuchni Gabriela (szefa), którą nam udostępnił. Przychodzi Gosia, i co jakiś czas też Gabriel. Przynosi w którymś momencie parę powiększonych zdjęć Asi z pracy w pubie – dla rodziny… Przynosi tez ciasta, choć dojadamy jeszcze tartę z jabłkami, którą przygotował dla nas w pierwszy dzień.

Wtorek, 12.05 – msza św w Dunsford rano. Agata ze Staszkiem z pomocą ms Emiko sadzą w ogrodzie krzew białej róży, którą ktoś z przyjaciół przyniósł, na pamiątkę Asi. Zanim opuszczamy fraternię, przyjeżdża o. Gerry proboszcz, by się z nami pomodlić i pożegnać. Ciężko wyjeżdżać…. Szczerze mówiąc zastanawiam się, i jakby dotykam udziału Aśki w moim (naszym) przeżywaniu tego tygodnia. To było jak jedno niekończące się święto (nawet kapłani mieli w czasie liturgii pogrzebowej białe szaty!!!). – we wspaniałej scenerii irlandzkiej przyrody. Tak tez sobie myślę, że tym naszym świętowaniem, tą wiarą w komunię/obcowanie świętych zadajemy kłam nicości i twierdzeniu, że jedyną reakcją na śmierć jest smutek i rozpacz, bo wszystko się kończy. Przeżywam tu coś z tego, czego doświadczyłam w czasie Eucharystii neokatechumenalnej kilka tygodni temu: nie zaprzeczając bólowo istnienia i nazywając po imieniu trud życia i jego problemy, nie zostajemy na tym – następuje po Komunii taniec na cześć Zmartwychwstałego Pana, zwycięzcy śmierci, śpiew uwielbienia. Zło śmierci, ból rozstania, ciężar konfliktów nie mają ostatniego słowa!

Kiedy słońce ukaże się temu, który do tej pory pozostawał w ciemnościach, to otrzymuje światło dla swoich cielesnych oczu i wyraźnie widzi to, czego przedtem nie dostrzegał. Podobnie i ten, który został uznany godnym daru Ducha Świętego, zostaje oświecony na duszy i wyniesiony ponad to, co ludzkie, widzi to, co dotąd było mu nieznane” (św. Cyryl Jerozolimski, Godz. Czytań, pon VII tyg wielkanocnego)

Z wdzięcznością, że mogłam tam być, dotknąć, doświadczyć

Ms Kasia Anna

(fotografia: Olszyn pod Częstochową)

komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *